Gdy chcesz kupić nowy telewizor…

Nie wiem, czy ktoś jeszcze ogląda telewizję, ale wiele osób korzysta z telewizora. Czy to jako ekranu do konsoli, czy do oglądania filmów z Blu-ray, ściąganych z sieci, czy streamowanych z coraz bogatszych serwisów VOD. Niestety, w zalewie producentów, marketingu, modeli oraz pojawiających się nowych technologii, ciężko coś wybrać. Wpis będzie aktualizowany wraz z pojawianiem się nowych modeli i interesujących nowych rozwiązań w telewizorach.
Dowiesz się tutaj, dlaczego ważny jest kontrast, o co chodzi z hercami, różnicach między rodzinami paneli LCD, czym różnią się technologie emisyjne od transmisyjnych, czym jest clouding, light-bleed i inne niedoskonałości podświetlenia, dlaczego 4K to nie 4K, co czeka nas w najbliższej przyszłości, dlaczego uważam, że z OLEDem należy poczekać, dlaczego telewizory przestają być płaskie, czym jest input lag, czy rzeczywiście niektóre telewizory nie pokazują wszystkich kolorów, dlaczego 3D mało kogo interesuje, co z awaryjnością i martwymi pikselami, dlaczego Smart TV nie oznacza machania do telewizora, co to są podwójne tunery i common interface oraz jakie dobrać akcesoria. Dodatkowo wyjaśnię temat kalibracji, dlaczego wszystkie HDMI są takie same oraz jak dobrać uchwyt na ścianę.
Kilka ogólnych porad
Przy zakupie telewizora, jeśli chodzi o jakość obrazu, istotne jest kilka czynników, przede wszystkim kontrast, częstotliwość odświeżania panelu, kąty widzenia. Problem w tym, że żaden producent, przynajmniej na naszym rynku, nie podaje żadnej z rzeczywistych wartości tych parametrów.
Kontrast
Plazma, niestety, umarła. OLED raczkuje. Co za tym idzie, zdecydowana większość telewizorów na rynku to telewizory LCD, aktualnie z podświetleniem LED. W przeciwieństwie do wymienionych na początku zdania, nie są to technologie emisyjne, a transmisyjne. Oznacza to, że wymagają podświetlenia, aby pokazywać obraz. Niestety, powoduje to też, że daleko im do niemal nieskończonego kontrastu plazm, czy nieskończonego kontrastu OLEDów. Najlepsze LED-LCD na panelach z rodziny VA potrafią wyciągnąć statyczny kontrast ANSI 5000:1. Dobry kontrast to już 2000:1. Słabo kontrastowe panele, IPS, rzadko kiedy są w stanie przekroczyć 1000:1. Statyczny kontrast ANSI to jednak nie wszystko, czego dowodzą dobre telewizory FALD, ale to temat na osobny tekst.
Częstotliwość odświeżania matrycy
Słynne herce. Producenci nieco przeginają w tych opisach, nie podając nigdy rzeczywistej częstotliwości panelu, jedynie własne, pozornie arbitralnie dobrane wartości. Generalna reguła jest taka – im więcej herców, tym lepiej. Niestety, nie są to wartości porównywalne między producentami. Przy hercach zawsze widzimy dopisek własnościowej technologii producenta. I tak, przykładowo, w przypadku Sony 55W829B, widzimy MotionFlow XR 800Hz, a np. w Samsungu 55H6400 zobaczymy 400Hz. Czy oznacza to, że Sony lepiej odwzorowuje ruch? Nie. W obydwu tych modelach umieszczono matryce 100/120Hz, zaś 'herce z dopiskiem’ są wewnętrznym określeniem każdego z producentów. Nie oznacza to jednak, że herce nic obecnie nie znaczą. Dziś hercami określa się, w uproszczeniu, procesor obrazu. Mówi nam to, że model z ich większą ilością będzie lepiej radził sobie ze szczegółami, z głębią obrazu, z niezamazywaniem drugiego planu, że niedoskonałości sygnału poprawiał będzie tak jak powinien, a nie zbyt agresywnie. Jeśli zaś mowa o samym odwzorowaniu ruchu, na tę chwilę jedynie dwie firmy mają na tyle zaawansowane procesory obrazu, aby wyświetlać pełne 1080 linii ruchu – są to Sony oraz Samsung.
Matryce LCD występują w trzech częstotliwościach odświeżania: 50/60Hz, 100/120Hz, 200/240Hz. Zazwyczaj było tak, że modele z niskiej półki miały panele 50Hz, średniopółkowe – 100Hz, wysokie – 200Hz. Oczywiście, żeby nie było za łatwo, i to się zmieniło, wraz z wejściem Ultra HD (lub, jak niektórzy lubią to nazywać 4K, choć to nie do końca poprawne określenie). Obecnie na rynku nie ma żadnej matrycy Ultra HD w 200/240Hz. Nawet najwyższe modele największych producentów, jak Samsung HU8500, czy Sony X9005B, mają stuhercowe matryce. Nie powinniśmy ich jednak dyskredytować z tego powodu, gdyż w zdecydowanej większości 100Hz jest zupełenie wystarczającą ilością. Mało tego, dobrze sterowana matryca 100Hz może świecić lepiej, niż najlepszy panel 200Hz ze słabym procesorem obrazu. W modelach 2015 i późniejszych nie spotkamy już matryc 200/240Hz.
Prosta ściągawka z herców u największych producentów w modelach 2015/16/17:
- u Samsunga wszystkie modele 2015 Full HD w serii szóstej, czyli J6200 i J6300, umieszczone mają matryce stuhercowe. Paneli 200/240Hz już nie mamy. W przypadku modeli Ultra HD: seria szósta (JU6000-JU6872) to panele 60Hz, matryce 100/120Hz natomiast znajdziemy od serii siódmej w górę (JU7000-JS9500). Wszystko to jest niezależne od wielkości, od 19″ do 88″. W 2016 roku podobnie: 120Hz w Ultra HD od serii siódmej (modele KS7000-KS9800), ale brak 120Hz w modelach 1080p. 2017: bardzo podobnie. 120Hz od serii siódmej (MU70x2), ale z wyłączeniem 49″; wszystkie QLEDy też 120Hz. Reszta – wszystkie Full HD, szósta seria UHD (MU61x2-MU66x2) i małe calaże w serii Premium UHD (MU7/8/9)- 60Hz. Rok 2018 wygląda tak samo, z uwzględnieniem zmian w numeracji. Czyli seria Premium UHD (NU8) i QLED – 120Hz (z wyłączeniem 49″), reszta – 60Hz
- Sony 2015: niskie modele (R4/R5/W60C w każdym rozmiarze) – wszystkie mają matryce 50/60Hz. Podobnie niższy model z serii W7, czyli W70C. 120Hz zaczyna się od modelu W755C, czyli modeli z Android TV. W Ultra HD – 120Hz od modelu X83C/X85C wzwyż, 60Hz w modelu X80C. I już niezależnie od rozmiaru. 2016: Brak 120Hz w Full HD, w Ultra HD modele XD85-XD94 oraz ZD9. 2017: RE4/5, WE6/7, XE7/80 – 60Hz; XE85/90/93/94, A1 – 120Hz. 2018 – identycznie. XF85, XF90, ZF9, AF8, AF9 – 120Hz; XF80 i niżej – 60Hz
- LG. Mniejsi Koreańczycy spod nazwy Lucky Goldstar swój lineup skonstruowali według podobnej koncepcji jak Sony w 2014, mianowicie szybkość paneli uzależnili od rozmiaru panelu, a nie od serii. Mamy wobec tego 60Hz do 60″ włącznie, 120Hz od 65″. W FHD jest to podzielone seriami: modele z serii piątej, czyli sprzęt typu LF5 – 50/60Hz. LF65 – 100/120Hz. W 2016 jest inaczej. Brak modelu 1080p 120Hz, zaś w Ultra HD od serii UH77 (do UH75 wszystko to RGBW na 60Hz). 2017: 120Hz od serii SJ800 (z zastrzeżeniem, że to nie są prawdziwe matryce 4K, ale słynne M+/RGBW, więc trzymać się od nich z daleka; 4K od SJ850). OLEDy to też 120Hz, no i prawdziwe Ultra HD. Brak 120Hz w ekranach FHD. 2018: 120Hz od serii ósmej, czyli SK8000 (od tej serii zaczyna się też prawdziwe Ultra HD, nie pseudo-4K jak w SK7900 i poniżej). Naturalnie, OLEDy wszystkie, od B8 po W8, to 120Hz i prawdziwe 4K
- Panasonic. W ogóle nie warto patrzeć na nic poniżej piątej serii (2015), bo to głównie tureckie Vestele z logo Panasonic, natomiast w prawdziwych Panasonicach sprawa wygląda tak: W FHD 120Hz w modelu CS630, 60Hz w serii piątej. W Ultra HD: seria szósta 60Hz, od siódmej 120Hz. W modelach 2016 nieco inaczej: DS630 to 1080p 120Hz, natomiast w Ultra HD szybsze matryce znajdziemy od modelu DX750. W 2017 bardzo podobnie: 120Hz od EX750/780 i OLEDach EZ950/1000; modele 1080p i UHD w serii szóstej i EX700 to 60Hz. 2018 wygląda identycznie pod względem odświeżania, czyli od FX780 i OLED FZ8/FZ9 to 120Hz, poniżej (<FX700) mamy 60Hz
W 2015 roku sytuacja zaczyna się nieco poprawiać. Wprawdzie producenci dalej nie podają rzeczywistej częstotliwości odświeżania panelu, ale Samsung przestał stosować herce jako jednostkę opisującą jakość obrazu. Zamiast tego stosuje równie enigmatyczny, ale choć w miarę jasno opisany Picture Quality Index, PQI. Oby inni producenci podchwycili ten trend, może uda się tę szaloną sytuację nieco opanować.
Kąty widzenia i typy matryc LCD
Każdy producent powie dziś, że jego sprzęt ma kąty widzenia zbliżone do 180˚ (najczęściej podają 178˚). I mają poniekąd rację, bo obraz pozostaje widoczny nawet przy ekstremalnych kątach. Problem w tym, że w technologii LCD wraz z odchylaniem się od patrzenia na wprost, pojawiają się zniekształcenia. Spada kontrast, biele ciemnieją, czernie szarzeją, kolory tracą nasycenie. Tu pojawia się zdecydowana przewaga paneli typu IPS – mają znacznie mniejsze straty przy szerszych kątach widzenia, choć odbywa się to kosztem słabej czerni i kontrastu, który nawet najsłabsze panele z rodziny VA mają znacznie wyższy. Generalnie straty na panelach VA zaczynają być widoczne przy odchyleniu ok. 30˚, zaś na panelach IPS – powyżej 45˚. Jak poznać jaki typ panelu mamy w jakim telewizorze? IPS rozpoznać łatwo, gdyż producenci lubią się tym z jakiegoś powodu chwalić – zdecydowana większość telewizorów LG ma panele IPS (właściwie chyba tylko poza dwoma wyjątkami – modelami w 50″ oraz 40UB800 – czyli ich podstawowy UHD). Panasonic zazwyczaj opisuje to na pudełku lub materiałach reklamowych wyświetlających się na telewizorach działających w trybie sklepowym. W przypadku braku opisu, panel IPS rozpoznać można po efekcie świecenia czerni na tego typu panelu przy kątach ukośnych – gdy odchylamy się jednocześnie w pionie i w poziomie. Mamy wówczas do czynienia z tzw. IPS glow. Samsung nie ma telewizorów na panelach IPS, wszystko stawia na, w większości swoje, matryce VA. Sony, natomiast, w większości modeli stosuje panele VA od różnych producentów, głównie AUO i Innolux, z wyjątkiem zawodzącego W955B (zawodzącego, bo jego numerowy odpowiednik z poprzedniego roku był jednym z najlepszych LED-LCD wszech czasów, a ten oferuje obraz gorszy od numerowo gorszego modelu, W829) oraz X8505B, które pracują na panelach IPS.
LCD, LED, PDP, OLED?
Obecnie stosowane technologie wyświetlania obrazu dzielimy na transmisyjne i emisyjne. Te pierwsze wymagają podświetlania, aby pokazać obraz – mogą to być świetlówki bądź diody umieszczone za panelem. Drugie – świecą same z siebie, czyli każdy piksel jest indywidualnie świecącym punktem. Jedne i drugie mają swoje wady i zalety, nie ma technologii idealnej.
Zdecydowana większość obecnie występujących telewizorów to te z ekranami ciekłokrystalicznymi – LCD. Są to wyświetlacze transmisyjne, wymagają więc podświetlania. Wcześniej były to świetlówki umieszczone za panelem – CCFL, czyli lampy fluorescencyjne z zimną katodą. Dziś niemal wszystkie wyświetlacze zamiast świetlówek stosują diody umieszczone albo za matrycą LCD, albo wzdłuż jej krawędzi. Na te z podświetleniem CCFL mówiło się po prostu LCD, natomiast po przejściu na diody, ekrany LED-LCD zaczęto skrótowo (oraz marketingowo, by brzmiało jak coś nowego) nazywać LEDowymi. Jest to jednak wciąż ta sama technologia, jednak inaczej podświetlana. LEDy umożliwiły nam uzyskanie głębszych czerni, lepszego kontrastu przy mniejszym zużyciu prądu, niestety spowodowały też pojawienie się niechcianych efektów takich jak clouding oraz wyciekanie podświetlenia, tzw. light-bleed.
Mamy wielu producentów paneli LCD, jednak zdecydowana większość tych dostępnych w telewizorach to produkty następujących firm: Samsung Display (w telewizorach obecnie tylko panele LCD typu VA, wcześniej PDP i OLED), AU Optronics (VA oraz IPS), LG Display (IPS, WOLED), Sharp (w telewizorach VA) oraz InnoLux (VA)
Jeśli chodzi o technologie emisyjne, zasadniczo mamy do czynienia z dwoma typami paneli – PDP, czyli plazmą, oraz OLED, czyli organicznymi diodami. Koncepcyjnie są to podobne typy wyświetlaczy, bo i tu i tu czerń nie świeci, i tu i tu jest teoretycznie równomierny panel (screen uniformity), i tu i tu każdy piksel jest indywidualnie świecącym punktem, niezależnym od żadnego podświetlenia. Największą zaletą tych paneli są idealne lub niemal-idealne czernie (a więc i lepszy kontrast), brak smużenia w ruchu, dzięki bardzo krótkiemu czasowi reakcji, szerokie kąty widzenia oraz równomierność wyświetlanego obrazu.
Plazma, niestety, de facto już umarła. Pojedyncze sztuki prawdopodobnie można jeszcze dostać w sklepach, ale będą to prawie na pewno wystawowe sztuki z powypalanymi elementami obrazu. I tu dochodzimy do istotnej wady technologii emisyjnych, czyli powidok (image retention, IR) i wypalanie (burn-in). Są to podobne, na pierwszy rzut oka nierozróżnialne problemy, które dokuczały zwłaszcza pierwszym plazmom oraz wciąż trapią OLED. Długo wyświetlany (zwłaszcza kontrastowy) obraz w jednym miejscu, taki jak logo stacji telewizyjnej, ‘żółty pasek’, elementy HUD-u w grach, czy w przypadku OLEDa nawet czarne pasy podczas oglądania filmu w proporcjach kinowych, 21:9 – mogły pozostać na ekranie i być widoczne przez długi czas. Wtedy mówimy o powidoku. Zazwyczaj jest on do zlikwidowania przez wyświetlanie zmieniających się obrazów bądź czarno-białych pasów (każdy telewizor PDP miał taką funkcję w ustawieniach), aż powidok się zatrze. Gorzej, jeśli mamy do czynienia z wypaleniem – ten jest permanetny, poza wymianą panelu nic nie pomoże. Powidoki i wypalenia są nieco demonizowane, dbając o sprzęt nie powinny się trafić, ale nie zmienia to faktu, że nieco trzeba uważać. Sam w ekranie Moto X mam wypalone dolne przyciski ekranowe i pasek powiadomień. Trzeba mocno się przyjrzeć, ale jest to zauważalne.
LED-LCD, choć nieco demonizowany przez rozgoryczonych śmiercią plazmy wideofilów, również ma liczne zalety. Przede wszystkim są to panele jaśniejsze, niesprawiające problemów podczas oglądania w słoneczny dzień (latem muszę zasłaniać żaluzje, by komfortowo oglądać coś na mojej plazmie 50ST60 Panasonica), z bielszymi bielami, nieco niższym zużyciem prądu. Ponadto, nie wypalają się, a przynajmniej trzeba się naprawdę mocno postarać, aby to zrobić.
Clouding, light-bleed, efekt halo
Czyli nierówności podświetlenia. Z racji tego, że zdecydowana większość telewizorów obecnie to sprzęty na matrycach LCD, czyli technologii wymagającej podświetlenia, dość istotny temat. Ciekły kryształ nigdy nie zamyka się w pełni, nawet najlepsze panele typu VA przepuszczają nieco światła. Dlatego przy podświetlaniu, zwłaszcza krawędziowym, występuje tzw. clouding, czyli jaśniejsze i ciemniejsze “chmury” wynikające z nierównomiernego rozprowadzenia podświetlenia za matrycą. Niestety, jest to nieodłączna cecha podświetlanych LED-owo ekranów LCD i nie ma reguły, jak mocno będzie widoczny. U każdego producenta, niezależnie od typu panelu, czy to IPS, czy VA, clouding ma takie same szanse pojawienia się. To samo z tzw. light-bleedem, czyli wyciekaniem podświetlenia. Jest to efekt polegający na jaśniejszym świeceniu obszarów krawędzi i narożników panelu. Stosuje się różne, czasem mniej, czasem bardziej skuteczne metody walki z cloudingiem. Jedni przecierają mocno ekran ściereczkami z mikrofibry, w innych przypadkach mówiło się, że serwis przyjeżdża, po stwierdzeniu cloudingu delikatnie poluzowuje śrubki z tyłu telewizora i potrząsa nim, aby wyrównać ułożenie rozprowadzającego podświetlenie dyfuzora. Kolega próbował tej drugiej metody na swoim LG LA690, skończyło się jedynie uwaleniem gwarancji, a clouding pozostał. Jedyną metodą na LED-LCD bez cloudingu jest użycie lokalnie wygaszanego pełnego podświetlania tylnego, czyli FALD.
FALD, full-array local dimming, to metoda podświetlania panelu od tyłu, z zastosowaniem lokalnego wygaszania – czyli, gdy panel wyświetla czarny, diody za panelem wyłącza się całkowicie – pozwala to na uzyskanie czarnej czerni oraz zniwelowanie cloudingu. Najlepsze LED-LCD w historii, takie jak niedostępne na naszym rynku Sharp Elite, Sony X950B, czy wchodzący obecnie na rynek Samsung JS9500, to właśnie telewizory FALD. Oczywiście, i tu są problemy. Po pierwsze, FALD jest znacznie droższą technologią. Porównywalne parametrowo modele w 55” mogą kosztować nawet dwukrotnie więcej od odpowiedników z krawędziowym podświetlaniem. Drugim problemem jest tzw. efekt halo, czyli poświaty, łuny wokół podświetlanych elementów. Wynika to z tego, że stref wygaszania jest zwykle zbyt mało, aby było to wystarczająco precyzyjne – przykładowo, Sony X950B miał, jeśli mnie pamięć nie myli, 110 stref wygaszania. Przy 65” ekranie daje nam to dość duże plamy. Jest to więc lepsze rozwiązanie od podświetlania krawędziowego, ale też niepozbawione jest wad. Warto też zaznaczyć, że choć statyczny kontrast w przypadku FALD może wypaść nisko przy pomiarze szachownicą, to dobrze wykonane pełne podświetlenie będzie dawać znacznie lepsze efekty, niż nawet najlepsze LEDy krawędziowe. Nawet jeśli odbędzie się to kosztem efektu halo. Po zobaczeniu na żywo JS9500 Samsunga zaczynam rozumieć, dlaczego Trusted Reviews nazwało go najlepszym telewizorem, jaki kiedykolwiek oceniali.
Ultra HD
Czyli to, co niektórzy nazywają 4K. Na początek krótkie wyjaśnienie – Ultra HD to określenie rozdzielczości w telewizorach, w tym wypadku 3840×2160 pikseli, czyli dokładnie czterokrotnie więcej, niż w przypadku Full HD, gdzie mamy 1920x1080px. 4K, a właściwie DCI 4K, to rozdzielczość kinowa, gdzie mamy 256px więcej w poziomie – 4096×2160. Zasadniczo określenia te stosuje się zamiennie, niemniej – UHD jest bardziej poprawne.
Jednak nie to jest najważniejsze. Istotniejszym pytaniem jest, czy warto obecnie kupować UHD? I tak i nie, wszystko zależy od budżetu. Treści, wbrew temu, co często się spotyka, jest już niemało, a będzie ich coraz więcej. Po pierwsze, producenci, chcąc zachęcić nas do kupna sprzętu, oferują coraz więcej filmów UHD wraz ze sprzętem. Sony daje nam pięć filmów na dysku, LG ok. trzydziestu w streamingu, najbogatszą zaś na tę chwilę ofertę ma Samsung, z czterdziestoma filmami UHD w streamingu. Oczywiście, taki streaming wymaga dość szybkiego łącza – minimalnie 20Mbit/s. A i część z filmów tam dostępnych to jedynie remastery w UHD. Druga opcja, to YouTube – coraz więcej dużych i małych treści dostępnych jest w 2160p i na pewno ilość ta nie będzie malała, zwłaszcza, że coraz więcej urządzeń mobilnych potrafi filmować w tej rozdzielczości. Największy boom natomiast nastąpić powinien pod koniec roku, gdyż wtedy pojawiać się będą pierwsze płyty Ultra HD Blu-ray – oferujące nie tylko wyższą rozdzielczość, ale też szerszą paletę barw, HDR itp. I tu dochodzimy do jeszcze jednej istotnej sprawy…
HDR, DCI, WCG, quantum dots, nanocrystal, Rec.709, Rec.2020, palety barw
Aktualizacja: w międzyczasie pojawił się osobny wpis o HDR.
W 2015 roku producenci wreszcie stawiają nie tylko na więcej pikseli, ale, co ważniejsze, na lepsze piksele. Coraz częściej słyszymy takie tajemniczo brzmiące terminy, jak kropki kwantowe, nanokryształy, DCI itp. O co w tym wszystkim chodzi?
Standard kolorów dla HD wyznacza rekomendacja Rec.709. Niestety, jest to rekomendacja z czasów kineskopów. Paleta barw, którą ona opisuje, jest stosunkowo mała – jest to 8 bitów na każdy podstawowy kolor, co daje nam niecałe 17 milionów kolorów. W 2013 roku Sony pokazało coś, nad czym wszyscy pracowali od lat – kropki kwantowe. Były to nanocząstki umieszczone na diodach podświetlenia, które pozwalały uzyskać szerszą paletę barw. I faktycznie, czerwienie były bardzo czerwieńsze, zielenie zieleńsze, niebieski był bardziej niebieski od sierpniowego nieba. Niestety, wtedy nie mieliśmy żadnych treści, które potrafiłyby wykorzystywać tę technologię. W 2015 roku wreszcie pojawia się taka możliwość. Ultra HD przewiduje szerszą paletę barw, a nowe telewizory potrafią pokryć nawet 97% kinowej palety DCI.
Nazewnictwo jest tutaj nieco pomieszane. Zasadniczo, kropki kwantowe, Triluminos (nie każdy, tylko ten w W905A z 2013 i seriach X9), Nanocrystal – jest to jedno i to samo, nanocząsteczki umieszczone na diodach podświetlających panel, mające na celu zwiększenie palety barw. Samsung twierdzi, że używa nazwy nanocrystal, aby odróżnić je od tradycyjnych kropek kwantowych, gdyż ich implementacja nie zawiera kadmu, jest więc bardziej ekologiczna.
HDR, czyli High Dynamic Range. Szeroka dynamika tonalna. Co to oznacza? Najprościej – znacznie zwiększona jasność najjaśniejszych elementów, jak słońce pioruny, eksplozje – przy zachowaniu szczegółowości w cieniach. Osobiście za dobre porównanie uważam świat oglądany przez okulary przeciwsłoneczne z filtrem polaryzacyjnym. Sceptycy mówią, że HDR to tylko zwiększenie tryby żarówkowego, czyli żywego/dynamicznego tryby obrazu w telewizorach, jednak jest to zdecydowanie przesadzone. Dobrze zrealizowany HDR robi bardzo duże wrażenie. Widzimy jednocześnie detale cieni, a przy tym bardzo jasne, niemal jak żywe, słońce. Jednocześnie, obraz wygląda znacznie bardziej realistycznie, niż np. zdjęcia HDR w wielu aparatach, gdzie cienie są przeeksponowane, a highlighty niedoeksponowane.
Na początku 2018 wojna formatów HDR przybiera na sile. Albo i nie.
OLED
Święty Graal telewizorów. Technologia teoretycznie pozbawiona wad. Łączy najważniejsze zalety plazm – niski czas reakcji, smoliste czernie, nieskończony kontrast, brak podświetlenia – oraz LCD – jasność, zużycie prądu, znacznie smuklejsze konstrukcje. Od lat widzimy je w telefonach, głównie Samsunga – największego producenta paneli OLED na rynku – oraz Motoroli. W telewizorach są to obecnie właściwie wyłącznie telewizory LG, zbudowane dzięki technologii Kodaka z czterema białymi subpikselami, z których trzy pokryte są filtrami w podstawowych kolorach – czerwonym, zielonym i niebieskim (stąd WOLED – white OLED). W 2013 roku, mniej więcej w tym samym momencie, w którym LG wypuścił swój pierwszy OLED, EC980, swój OLEDowy telewizor wypuścił na rynek Samsung. Był to tzw. True RGB OLED, czyli matryca zbudowana z trzech kolorowych – czerwonych, zielonych i niebieskich – subpikseli. Niestety, mimo lepszych ocen, sprzęt dostępny był bardzo krótko, a na polski rynek nie trafił nigdy. Samsung borykał się z podobnymi problemami, jakie mają panele LG, a ponieważ technologia RGB OLED jest dwukrotnie droższa w produkcji niż bałe panele pokryte kolorowymi filtrami, odstawił więc OLED na przyszłość.
Jakie to problemy sprawia OLED? Jak wspomniałem, technologia ta teoretycznie nie ma wad. Jednak teoria, ponownie, odległa jest od praktyki. OLED, niestety, dziedziczy po plazmie nie tylko zalety, ale i wady. Konkretnie – powidoki i wypalenia. Wielu użytkowników narzekało chociażby na widoczne już po jednym dwugodzinnym filmie w kinowym formacie 21:9 pasy na pełnoekranowym obrazie. Dodatkowo znacznie częściej niż w LCD trafiały się martwe piksele, choć przy tych ilościach to powinna już działać gwarancja. Dodatkowo, w przeciwieństwie do plazmy czy OLEDów Samsunga, WOLED od LG słabo radzi sobie z ruchem, a to z racji takiego sposobu odświeżania matrycy, jak robi się to w LCD, czyli metodzie sample & hold, co powoduje, że wyświetla on maksymalnie 300 linii ruchu. Obecny rozwój OLEDów powstrzymywany jest przede wszystkim przez to, że ich głównym producentem jest LG, którego procesory obrazu nie są tak dobre, jak Sony, Panasonica, czy Samsunga. Poza niedoskonałościami ruchu, wynikają z tego problemy jak np. niewyłączalna redukcja szumów, która niesie za sobą widoczną utratę detali.
Pojawiły się ostatnio informacje, jakoby Samsung również miał wejść w WOLED. Pytanie, o ile miałyby się te plotki potwierdzić, czy LG zechciał podzielić się patentami Kodaka, czy Samsung zamierza jakoś je obejść. Zobaczymy. Ja, osobiście, czekam z niecierpliwością na jakiś ruch w tej technologii, konkurencja może tu tylko pomóc.
Curved, telewizory z zakrzywionym/profilowanym ekranem
2013 rok przyniósł nowy format telewizora – telewizor zakrzywiony. Najpierw pojawiły się EC980 i S9C, czyli OLEDy odpowiednio od LG i Samsunga, natomiast nieco później Sony zaprezentował S990A – pierwszy na świecie zakrzywiony LED-LCD, w 65″. Interesującym efektem ubocznym był fakt, że wielu ludziom zakrzywienie spodobało się bardziej, niż inne zalety technologii OLED, jak smoliste czernie i doskonały kontrast. Różnica była taka, że Koreańczycy poniekąd musieli OLEDy wyprodukować zakrzywione, gdyż powodowało to mniejsze straty paneli w produkcji, a Sony, nie chcąc pozostać w tyle z designem, zrobił zakrzywionego LCD, bo się dało.
Jedni twierdzą, że zakrzywienie pogarsza obraz, inni, że polepsza. Trudno zdecydować, jak jest w rzeczywistości, bo to bardzo indywidualna kwestia. Pewne jest jedno – dobrze się to sprzedaje, nawet jeśli nie ze względu na zmiany w postrzeganiu wyświetlanego obrazu, ale przez to, że zakrzywiony panel jest znacznie bardziej interesującym meblem. W 2014 roku Samsung postawił dużo R&D i marketingu na wypromowanie zakrzywionych telewizorów jako technologii przyszłości. Dotychczas były to głównie wysokie modele, w najbliższej przyszłości zakrzywienie wchodzi już nawet do niższych modeli w 40″. Dodatkowo ekrany w różnych wielkościach miały będą różne promienie zakrzywienia, aby lepiej dostosować je do odległości, z jakich będą oglądane. Po tym, jak Samsung pokazał, że zakrzywienie dobrze się sprzedaje, pozostali producenci również w nie zainwestowali, aczkolwiek nikt nie skupił się na nim tak mocno, jak Samsung. LG wypuścił dwa modele, Sony jeden. W tym roku do zakrzywionych ekranów dołączył Panasonic.
Co nam daje zakrzywienie? Według producentów, zwiększa percepcję głębi, redukuje/załamuje odbicia, powiększa kąty widzenia. Według przeciwników – zwiększa odbicia, redukuje kąty widzenia. Trudno zaprzeczyć, że siedząc w tzw. sweet spot, czyli dokładnie na wprost ekranu, w odpowiedniej odległości, zwiększa się uczucie głębi, obraz nas bardziej otacza, a część odbić rzeczywiście jest załamywana przez panel. Patrząc z boków faktycznie pojawiają sie straty, jednak to samo ma miejsce przy płaskich ekranach. Przy zakrzywieniu, patrząc przykładowo z lewej strony, prawa krawędź ekranu widoczna jest lepiej, lewa gorzej, środek podobnie jak przy prostym. Bilans jest więc zerowy. Moim zdaniem zakrzywienie warte jest rozważenia, zwłaszcza jeśli oglądamy w niewielkim gronie. Ponadto, jedne z najbardziej interesująco zapowiadających się telewizorów na 2015 – JS9500 i JS9000 Samsunga – będą wyłącznie zakrzywione, nie będą miały odpowiedników płaskich, jak miało to miejsce w 2014 roku z modelami HU8500/8200 i HU7500. Ciekawie zapowiada się też tegoroczna linia telewizorów Panasonic, który nie tylko stawia niemal wyłącznie na panele VA, ale też sięga właśnie po zakrzywienie.
Input lag
Czyli czas, jaki następuje między np. naciśnięciem przycisku na kontrolerze, a reakcją ekranu. Mierzony w milisekundach. Najlepsze telewizory mają opóźnienie nawet poniżej 20ms, akceptowalne wyniki przy normalnym graniu w single player to nawet 60-70ms, choć najbardziej wymagające tytuły multiplayerowe są bezlitosne przy opóźnieniu powyżej 40ms. Najniższy input lag w ostatnim czasie to Sony W7 (poniżej 14ms).
Jako ciekawostka – Sony W905A z 2013 roku, czy też, jak ja go złośliwie nazywam, ostatni dobry Sony Full HD, miał input lag na poziomie ok. 8ms. Ale wtedy jeszcze nikt nie szalał na tym punkcie, nie zwracano na to uwagi ani marketingowo, ani specjalnie w recenzjach, nikt więc tego nie pamięta.
Kolory
Często możemy usłyszeć, że telewizor tego czy innego producenta źle pokazuje kolory, przejaskrawia, obcina je. W roku modelowym 2013/14 Sony przygotował nawet specjalne pliki, które miały pokazywać, że rzekomo telewizory konkurencji nie pokazują pełnej palety barw. Był tam na czerwonym tle napis Make sure your TV is not color blind, ostatnie dwa słowa napisano czerwonym kolorem. Napis widoczny był na telewizorach Sony, niewidoczny na Samsungach, LG itd. Czy oznacza to, że telewizory Koreańczyków nie radzą sobie z kolorami? Nie. Oznaczało to tyle, że Sony miał w tamtym roku modelowym sensowniejsze ustawienia w domyślnych trybach obrazu uruchomionych w sklepach. Zmierzam do tego, że każdy telewizor obecnie w sprzedaży obsługuje pełną paletę barw wyznaczoną przez rekomendację Rec. 709, o której pisałem wyżej. Żeby było śmieszniej, w roku modelowym 2014/15, to telewizory Sony w domyślnych trybach obrazu wyświetlały wymienione pliki z kolorem czerwonym gorzej, niż sprzęt konkurencji. I to również niczego nie dowodzi. Prawie każdy ekran (może wyłączając najtańszą taniznę czy dziwactwa pokroju RGBW w telewizorach 3K LG), zwłaszcza po profesjonalnej kalibracji, wyświetlał będzie pełną paletę barw. Kolory to jednak nie wszystko. Istotne są również, opisane wcześniej, odwzorowanie ruchu, kontrast (według ISF najistotniejszy składnik obrazu), czystość obrazu.
3D – aktywne, pasywne? Bezokularowe?
Kilka lat temu wszyscy producenci prześcigali się w demonstrowaniu stereoskopowych obrazów. Polega na wyświetlaniu jednocześnie dwóch różnych klatek dla prawego i lewego oka, by oszukać percepcję i dać wrażenie głębi. Najpierw wszyscy stosowali aktywne 3D, LG trzymało się pasywnego. Później coraz więcej producentów przeszło na pasywne, przy wyłącznie aktywnym pozostał tylko Samsung, a Sony zarezerwowało je dla najwyższych modeli. Podobieństwa są takie, że jedna i druga technologia daje nam obraz wzbogacony o głębię oraz to, że jedne i drugie powodują u niektórych bóle głowy. Na czym polegają różnice w tych dwóch technologiach?
Aktywne 3D, czyli migawkowe. Wymienione wczesniej dwie klatki wyświetlane są w pełnej rozdzielczości na przemian, dla prawego/lewego oka. Zsynchronizowane z telewizorem zasilane okulary wygaszają na przemian obraz dla prawego i lewego oka, co daje widzowi obraz stereoskopwowy. Największą przewagą aktywnego 3D jest obraz trójwymiarowy pełnej rozdzielczości – każde oko dostaje pełną klatkę obrazu, nic nie zostaje obcięte. Ponadto obraz 3D widoczny jest niezależnie od kąta widzenia. Największą wadą systemu migawkowego jest spadek jasności trójwymiarowego obrazu oraz, choć nie każdy je zauważa, migotanie obrazu podczas oglądania w oświetlonym pomieszczeniu. Ponadto czasem występuje crosstalk, czyli pojawienie się obrazu przewidzianego dla lewego oka w prawym oku, lub odwrotnie. Choć to zdarza się raczej jedynie przy mocno kontrastowych ujęciach. Aktywne 3D nie ma żadnego wpływu na oglądanie obrazu normalnego, dwuwymiarowego.
Pasywne 3D. W przeciwieństwie do technologii migawkowej, tu obraz dla prawego oka wyświetlany jest jednocześnie. Co druga linia przewidziana jest na przemian dla prawego i lewego oka. Na ekranie umieszczony jest filtr polaryzacyjny z różną polaryzacją dla co drugiej linii. Soczewki w okularach spolaryzowane są analogicznie i dzięki temu lewe i prawe oko dostają co drugą linię obrazu, w efekcie czego dostajemy obraz trójwymiarowy. Jak łatwo się domyślić, główną wadą tej technologii jest utrata połowy rozdzielczości obrazu, co za tym idzie – utrata szczegółowości. Obraz Full HD, 1920x1080px, staje się w efekcie obrazem 1920x540px. Dodatkowo, tracimy efekt 3D przy większych kątach pionowych, choć to nie jest zbyt duży problem raczej mało kto ogląda z poziomu podłogi albo drabiny. Największą zaletą pasywnego 3D jest bez wątpienia lekkość, dostępność i koszty okularów. Po pierwsze, nie wymagają one żadnego zasilania, są więc lekkie i nie musimy ich ładować/wymieniać baterii. Po drugie, okularów nie musimy nawet kupować, bo możemy używać bezproblemowo tych, które otrzymujemy w kinach za 3zł. A nawet jeśli chcemy kupić oryginalne, są one tańsze od aktywnych (choć te różnice nie są już tak duże jak kiedyś, przykładowo za dwie pary aktywnych okularów Samsunga zapłacimy 150zł, gdzie kiedyś musieliśmy zapłacić dwukrotnie więcej za jedną).
Jest jednak 2015 rok, 3D już mało kogo obchodzi. W 2014 pojawiły się pierwsze dobre telewizory pozbawione 3D – takie jak Sony W7, czy Samsung HU6900. Producenci 3D zostawiają w wyższych modelach, jednak traktują już po macoszemu – coraz więcej modeli w 2015 nie będzie miało w komplecie okularów, nigdzie właściwie nie ma już stoisk demonstracyjnych z okularami. 3D zostaje w kinie, tam gdzie sprawdza się na naprawdę dużym ekranie, a w telewizorach staje się już coraz mniej istotnym dodatkiem. Doszło nawet do tego, że w 2015 roku Samsung nie będzie dodawał okularów 3D nawet w swym flagowym modelu, JS9500.
I tu dochodzimy do, moim zdaniem, największej różnicy między 3D aktywnym, a pasywnym, czyli ich wpływu na obraz najważniejszy, dwuwymiarowy. Jak wspomniałem, telewizory w pasywnej technologii mają na ekranie filtr polaryzacyjny. Po pierwsze, powoduje on zmniejsze jasności panelu, po drugie – linie filtra są często bardzo widoczne, zwłaszcza na jasnych fragmentach ekranu. Jedni widzą je bardziej, inni mniej, jescze inni wcale. Jednak jest to podobna sytuacja jak z powidokiem lub martwym pikselem – możemy go nie zauważyć przez cały czas życia telewizora, jednak gdy raz już go zobaczymy, będziemy go widzieć zawsze. Dlatego też, z racji coraz mniejszej popularności 3D, częściej polecam sprzęt w technologii aktywnej – wprawdzie jeśli korzystamy z niego, musimy czasem dokupić baterie, bądź doładować je, ale nie będzie ono miało żadnego negatywnego wpływu na normalny obraz.
Dodatkowo można wspomnieć o 3D bezokularowym. Wielu producentów próbowało to zrobić, jednak efekty póki co były mało powalające. Raz, że rozdzielczość mocno spada – w przypadku matrycy 2160p było to zazwyczaj ok. 720p, dwa – znacznie mneijszy komfort ogladania, niż w okularach, gdyż podczas ogladania już mały ruch w bok powodował utratę stereoskopii i widzenie dwóch różnych obrazów, zamiast jednego trójwymiarowego. Jedyny telewizor z bezokularowym 3D, jaki wszedł na rynek, to była Toshiba ZL2 sprzed kilku lat.
Martwe piksele, awaryjność
Kiedyś było lepiej. Producenci wymieniali sprzęt już przy jednym martwym pikselu. Później niestety sytuacja się pogorszyła, pojawiły się normy ISO opisujące, jaka ilość pikseli na jakiej powierzchni panelu jest akceptowalna i nie podpada pod gwarancyjną wymianę panelu. Często słyszymy, że telewizory tej czy innej firmy są bardziej awaryjne, czy mają słabszą kontrolę jakości w fabrykach. Niestety, tu nie ma żadnych reguł. W jednym dniu zdarzało mi się trafić na klienta, który chciał tylko sprzęt producenta X, bo jego działa siedem lat bez zarzutu, jego teściowi działa osiem lat bez zarzutu. Nie minęła nawet godzina, przyszedł inny klient, który nie chciał słyszeć o sprzęcie tej samej marki, bo wszystkie jej produkty (telefon, telewizory, aparat) mu się psuły. Nie ma reguł co do producenta telewizora, matrycy, serii, technologii, wielkości. Jednemu sprzęt może hulać nawet 7-10 lat bez zarzutu, innemu – paść dzień po gwarancji.
Smart TV. Android TV, Firefox OS, Tizen, webOS
Internet-connected TV. Od paru lat telewizory możemy wpinać do sieci. Na początku były to tzw. widgety, czyli proste aplikacje – pokazujące pogodę, później serwisy VOD, wreszcie pełne przeglądarki, a nawet pełne systemy operacyjne. Dotychczas prym wiodły w tych technologiach koreańskie firmy, japońskie nieco odstawały. Do 2014 roku telewizory Sony nie miały nawet opcji czytania plików wideo z nośników USB, czy DLNA, a SmarTViera Panasonica do niedawna był tak dramatycznie słaby, że nie dało się z niego sensownie korzystać. Zanim mój ST60 zdoła pokazać mi zawartość podpiętego dysku, zdążę zaparzyć herbatę. W YouTube nie jestem w stanie obejrzeć zazwyczaj jednego klipu do końca, gdyż aplikacja nieustannie crashuje.
W ostatnich latach metody interakcji z Smart TV stawały się coraz wygodniejsze. Pojawiły się piloty z touchpadami, czy piloty ruchowe, z żyroskopami w środku. Ten typ pilota jako pierwszy wprowadził LG, jest to tzw. Magic Remote, w 2014 podobne piloty dołączał również Samsung. Wcześniej dołączał piloty z touchpadami, podobne widzieliśmy też u Panasonica czy Sony. Do wielu telewizorów możemy także podłączyć np. myszkę, czy klawiaturę z wbudowanym touchpadem. Telewizory obsługują większość klawiatur i myszek, aczkolwiek najlepiej pozostać przy sprawdzonych producentach typu Logitech, czy Microsoft. Najlepiej sprawdzić taką klawiaturę przed zakupem, gdyż często zdarza się, że nawet model wymieniany w instrukcji telewizora jako sprawdzony, nie działa jak powinien. Do niektórych modeli telewizorów możemy również machać i w ten sposób nimi sterować, aczkolwiek nikt nie traktuje tego specjalnie poważnie. Dzięki potężnej kampanii reklamowej sprzed paru lat wielu ludzi przekonanych było, że Smart TV oznacza telewizor obsługiwany gestami.
W 2015 sytuacja ze Smart TV zaczyna się wyrównywać. Samsung stawia na Tizena, który widzieliśmy już w innych ich produktach – smartwatchach, czy wypuszczonym na indyjski rynek smartfonie Z1. Panasonic rezygnuje ze swoich autorskich rozwiązań na rzecz Firefox OS. Sony idzie w Android TV, podobnie Philips. LG zostaje przy webOS, który wylicencjonował od HP, ten lata wcześniej zgarnął system podczas zakupu Palma.
Ciężko powiedzieć, który system jest najlepszy. Najdojrzalsze wydają się być Android TV oraz Tizen. Firefox OS oraz webOS dalej nie mogą się poważnie wykluć. Dziwi też decyzja Google, nie zezwalającego na stosowanie żyroskopowych pilotów w systemie, skazując użytkowników na touchpady. Nawet Samsung, zawsze przez lata trzymający się autorskich rozwiązań, zrezygnował w końcu z pilotów touchpadowych na rzecz tych ruchowych. Może sytuacja się zmieni, jednak póki co nie wygląda na to. Osobiście kibicuję Android TV i liczę, że nie będąc już ograniczonym wyłącznie do Nexus Playera, uda mu się rozwinąć skrzydła.
Tunery, PIP, moduły CAM/Common Interface/CI
Właściwie wszystkie telewizory dostępne na rynku mają wbudowane tunery DVB-T i DVB-C, czyli odpowiednio cyfrowej telewizji naziemnej i kablowej. Coraz więcej modeli wyposażonych jest też w dekodery telewizji satelitarnej, DVB-S. Jeśli w sklepie nie jest jasno opisane, czy dany telewizor ma dany typ tunera, wystarczy spojrzeć na wejścia. Tuner DVB-T/-C to wsuwane wejście antenowe, a DVB-S – wkręcane, gwintowane.
Aby móc korzystać z wbudowanego dekodera zamiast dostarczanego przez producenta zewnętrznego urządzenia, musimy otrzymać od operatora moduł dekodujący, tzw. moduł cam. Jest to karta PCMCIA, do której wsuwamy kartę z dekodera, a tuner w telewizorze robi resztę. Bardzo wygodne rozwiązanie, nie dość, że nie musimy stawiać przed telewizorem kolejnego urządzenia, to całą kontrolę nad telewizją mamy w jednym pilocie.
Ponadto, niektóre modele mają także podwójne tunery. Daje nam to na przykład możliwość podglądu drugiego kanału w mniejszym oknie – PIP, picture-in-picture. Poza tym możemy dzięki temu oglądać jednocześnie inny kanał, niż nagrywany na nośnik na USB, a nawet czasami wysyłać drugi kanał na inne urządzenie. Z tunerami telewizji satelitarnej jest o tyle trudniej, że dostawcy nie zawsze chcą dawać moduły do kart, a bez tego oglądać możemy jedynie bezpłatne, niekodowane kanały satelitarne. Obecnie podwójne tunery oferują Panasonic oraz Samsung.
Wbudowana kamera, okulary, klawiatury, inne akcesoria
Jeżeli kupujemy Smart TV, warto rozważyć, na ile zależy nam na jego byciu smart. Przykładowo, wysokie modele często mają wbudowane kamery. Pozwalają one korzystać ze Skype, u części producentów także z rozwiązań typu rozpoznawanie twarzy do logowania do serwisów w sieci, czy sterowanie gestami. Wprawdzie z dostępnością akcesoriów bywa krucho, ale zazwyczaj, w przypadku modeli nie mających wbudowanej kamery, można dokupić ją później, jako zewnętrzne urządzenie. Niestety, muszą to zawsze być oryginalne kamery producenta telewizora, nie możemy skorzystać z dowolnej kamerki, którą podłączamy do komputera. Dlatego też zazwyczaj nie są to najtańśze urządzenia.
Większość producentów oferuje dodatkowe piloty do sterowania aplikacjami, czy to jako akcesoria dostępne w zestawie, czy do dokupienia osobno. Różnie bywa z wygodą ich używania, ale nawet słaby pilot touchpadowy wygrywa z ciągłym wciskaniem strzałek na tradycyjnym pilocie, aby móc zaznaczyć link na stronie. Jednak, zważywszy, że teraz większość producentów stawia na Tizen, Android TV, Firefox OS, webOS – powinno być pod tym względem lepiej. Musimy jednak pamiętać także, że kompatybilność z urządzeniami sterującymi zależy nie tylko od producenta sprzętu, ale także developera aplikacji. Jeśli nie zaimplementuje on obsługi klawiatury, to na nic się nam ona w danej aplikacji nie zda, czego dotkliwie doświadczyło wielu użytkoników YouTube, w którym wciąż jest tylko klawiatura ABCD, nawet nie QWERTY, a wprowadzanie znaków z klawiatury nie działa.
Co po zakupie
Kalibracja
Ponieważ każdy telewizor, nawet przy tym samym modelu, na takim samym panelu i procesorze obrazu, jest inny, ciężko uzyskać referencyjny obraz posiłkując się jedynie czyimiś ustawieniami znalezionymi w sieci. Owszem, większość telewizorów uruchomionych w trybie filmowym będzie miała obraz bliski poprawnemu, jednak zdecydowanie warto rozważyć profesjonalną kalibrację, jesli chcemy wyciągnąć z nowego sprzętu pełnię możliwości. Zwłaszcza jeśli kupiliśmy wysoki, a więc i drogi model. Kalibracja to koszt kilkuset złotych, warto zrobić osobne profile kalibracyjne na dzień i na noc, gdyż zazwyczaj ustawienia dobre do oglądania przy rozświetlonym pomieszczeniu nie nadają się do wieczornych seansów przy przygaszonych światłach.
Przewody HDMI
Wszystkie przewody HDMI są takie same. W znaczeniu takim, że każdy przewód, który spełnia wymogi aktualnego standardu High-Speed/1.4, będzie przesyłał obraz tej samej jakości, niezależnie, czy będzie to NoName, Hama, Sony, ProfiGold, czy Monster Cable z końcówkami ze szczerego złota. HDMI (podobnie jak przewód optyczny) jest przewodem cyfrowym, co oznacza, że jego jakość/cena nie mają żadnego wpływu na przesyłany obraz. Jedyne, na co może mieć wpływ, to wytrzymałość przewodu – jest szansa, że przewód markowy, droższy, nie złamie się tak szybko, jak NoName za 15zł
Uchwyt na ścianę
Umówmy się, wiszący telewizor wygląda znacznie lepiej, niż stojący na stoliku. Jeśli tylko mamy taką możliwość, powinniśmy umieścić go na ścianie. Mamy kilka typów uchwytów: płaskie, uchylne, full-motion na pojedynczym oraz podwójnym ramieniu.
- płaski: telewizor po prostu wisi, nie mamy możliwości żadnej manipulacji jego pozycją. W takiej konfiguracji telewizor wisi najbliżej ściany, musimy jednak pamiętać, że przy ekranie przylegającym do ściany, możemy mieć problemy z dostępem do portów, a więc np. podpięciem dysku do USB.
- uchylny: uchwyt uchylny daje nam zazwyczaj możliwość pochylenia ekranu 10-15° – niektóre tylko w dół, część także w górę. Dobre rozwiązanie (sam tak mam), jeśli chcemy telewizor powiesić wyżej.
- full motion: daje nam, jak wskazuje nazwa, możliwość ruchu we wszystkich kierunkach. Przy telewizorach do 55” możemy nawet znaleźć takie, które pozwolą nam obrócić ekran o 90° względem ściany. Uchwyty full-motion dzielimy na takie z pojedynczym i podwójnym ramieniem. Pojedyncze wystarcza, jeśli telewizor wisi permanentnie obrócony i nie chcemy go cofać na środek. W takim przypadku lepszym rozwiązaniem jest uchwyt na podwójnym ramieniu.
Zanim wybierzemy się do sklepu po uchwyt, musimy uzbroić się w pewną wiedzę. Jeśli powiemy sprzedawcy, że mamy takiego Aquosa 46”, ciężko będzie coś dobrać, gdyż telewizory na przestrzeni lat zmieniały rozstawy śrub montażowych oraz stawały się coraz lżejsze. W związku z tym, chcąc kupić uchwyt musimy wiedzeć albo dokładnie jaki to model telewizora (np. LG 47LA690, Panasonic 50ST60), albo trzy najważniejsze do doboru uchwytu parametry: rozstaw śrub montażowych (najczęściej 200x200mm dla mniejszych, 400x400mm dla większych telewizorów, 400×600/800mm dla tych naprawdę dużych), waga, wielkość ekranu w calach. Gdy sprzedawca otrzyma od nas te parametry, bezproblemowo dobierze uchwyt.
Zdaję sobię sprawę, że nawet tak obszerny tekst może nie rozjaśnić wszystkich wątpliwości. W razie jakichkolwiek pytań zapraszam do komentarzy. Jeśli udało Ci się przeczytać ten tekst do końca, gratulacje – oto zdjęcie boczku: